Brak regularnie przeprowadzanych cytologii i ogólne zaniedbania zdrowia intymnego powodują, że diagnoza dotycząca raka szyjki macicy jest często stawiana zbyt późno. A czas jest tutaj szalenie ważnym czynnikiem. Kiedy pojawia się dysplazja, dla lekarzy jest to informacja, że zaczyna się dziać coś niedobrego. Dotyczy ona głównie nabłonkowej warstwy komórek i nie przenika do tkanek zlokalizowanych głębiej. Bywa, że zmiany dysplastyczne cofają się samoistnie, ale nierzadko konieczna jest interwencja lekarska w celu ich mechanicznego usunięcia. Kolejnym etapem choroby jest tak zwany rak przedinwazyjny. Inne jego nazwy to: rak śródnabłonkowy, rak 0 stopnia. Typ zmian komórkowych jest podobny do tych jakie mają miejsce w dysplazji zaawansowanej.
Co istotne, nowotwór na tym etapie również cechuje się wysokim stopniem wyleczalności. Istnieje jednak zasadnicze ryzyko przekształcenia zmian w raka inwazyjnego, który jest końcowym stadium choroby. Brak działań na tym etapie może skończyć się zaatakowaniem całego organizmu i w efekcie zgonem pacjenta. Tu dochodzimy do sedna problemu, czyli późnego zdiagnozowania przypadłości. Nierzadko pacjentki trafiają na kompleksowe badania w momencie, gdy nowotwór przybrał już postać inwazyjną i może rozprzestrzeniać się na kolejne organy wewnętrzne oraz tkanki. Leczenie w takim układzie jest znacznie trudniejsze, a prawdopodobieństwo sukcesu diametralnie maleje. Wedle statystyk najwięcej zachorowań na raka szyjki macicy notuje się u pań pomiędzy 45. a 59.
rokiem życia.